niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 11: " Suprise, suprise"

Ściągnąłem jej kaptur i po prostu oniamiałem. Każdego bym się tu spodziewał ale nie jej
- Co ty tu robisz.? Nie powinno cię tu być
- Jak to co.? Nie widzisz.? Stoje. Poza tym wolny kraj i mogę
- Jesteś naprawdę taka głupia czy tylko taką udajesz.?
- Nie, jestem bardzo mądra mam średnią 4,7 i...
- Zamkinij się ty tępa blondynko.!!!
- Powiedział farbowany blondyn..
- Jak ci zaraz przypierdole
- Powiedziała baba i wpadła pod tramwaj
- Nudzi się.?!
- No.!!!! Patrz nawet....
- Kurwa spokój bo jak nie to i jedno i drugie oberwie.!!!
- No ale...ona zaczęła
- Horan, nie chce nic mówić ale to było żałosne
- Oj dajta wy mi kurwa święty spokój
Horan wkurzony wyszedł z holu. Nie zdziwie się jak pójdzie na strzelnice. Zawsze się tak uspokaja kiedy kłóci się z nią. Odkąd pamiętam cały czas się kłócili. Ale to już inna historia
- No, Packet mów po co tu przylazłaś.?
- Jak ten chłopczyk mnie puści to ci powiem bo wiesz...nie czuję się komfortowo z pistoletem przy głowie
- Luke, puść ją
Puścił ją a ta odwróciła się i go kopnęła w kutasa...o kurwa Luke współczuje
- Naucz się, że mnie się w ten sposób nie tyka. No a teraz Zayn możemy porozmawiać
- Zapytam jeszcze raz i oczekuje odpowiedzi. Dlaczego tu jesteś.?
- Oh...to naprawdę długa historia, od czego by tu zacząć
- Nawet mnie nie denerwuj bo oberwiesz drugi raz tylko, że dwa razy mocniej
- No dobrze Malik bez nerwów bo Melissy z domu zapomniałam
Oddychaj Zayn, oddychaj
- No to więc tak. Umówiłam się dzisiaj z Rose, że mam jej dać lekcje. Miałyśmy się spotkać w tej kawiarni na rogu. Tam dają zawsze taką dbrą kawe i szarlotka jest...
- Do rzeczy
- Noi czekam pól godziny, godzine a jej nie ma. Więc tak sobie pomyślałam, że pójde po nią. Noi dochodzę do jej domu i dzwonie dzwonkiem, ale nikt nie otwierał. Nacisnęłam na klamkę a drzwi się otworzyły. strasznie się wystraszyłam lecz weszłam. Wchodziłąm po schodach, po całym domu i wołałam ale nikt nie odpowiadał. W końcu weszłam do jej pokoju i patrze a tam cała szyba opryskana w krwi a tam karteczka, gdzie było napisane, że to przez ciebie jakiś tam Harry Styles porwał Rose. Nie czekając dłużej przybiegłam tutaj...noi to na tyle
- Okej, chodź wyjaśnie ci szczegóły...
***POV. Rose
Nie wiem ile już tu byłam. Leżałam jak jakaś szmaciana lalka na tym łóżku i gapiłam się w sufit czekając aż ktoś łaskawie przyjdzie. Zmęczona zasnęłam
~.~
Obudziły mnie jakieś hałasy w moim tak zwanym pokoju. Otworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam...nie no kurwa chyba mam zwidy
-Zayn.?
Obejrzał się
- Rose.?
***POV. Zayn***
Siedzimy juz w tej pieprzonej furgonetce juz od 3h i kurwa zamiast sie skupic, odpocząć przed spotkaniem z tak zwanym "gangiem" musze wysłuchiwać ględzenia i wrzasków tej przeklętej parki blondynów. Rozumiem żeby się wyzywali no ale oni tak się drą że nie zdziwie się jeżeli ludzie usłyszeliby to gdybyśmy się zatrzymali.
- Możesz się już zamknąć.?! Głowa mnie boli od tych twoich pisków.!
- Niall ty poprostu mózg w końcu uruchomiłeś. Wiesz teraz to..
Nie słuchaj tego Zayn, nie słuchaj bo zaraz wybuchniesz. Zamknąłem oczy i przywołałem do siebie obraz Rose. Czarne włosy, duże i piękne oczy, jasna i delikatna skóra, zapach jej włosów, perłowy uśmiech... zastąpił obraz poobijanej i nie żywej dziewczyny. Boże miej ją w opiece. Nie wiem co bym sobie zrobił wtedy. Co bym powiedział jej rodzicom.? Że nie dopilnowałem Rose i mój wróg ją postrzelił.? Nie przyjeli by tego za dobrze.
- Zayn.?
Odwróciłem głowę w stronę zaniepokojonej twarzy Liama.
- Co jest.?
- Za chwile bedziemy na miejscu. Sądziłem, że chcesz o tym wiedzieć
- Wiesz co.? Myśl, że opuszcze to auto i nie bede zmuszony słuchać tej parki od razu dodaje mi siły...
- TO MY NIE IDZIEMY.?!
Spojrzałem na Liama błagalnym wzrokiem żeby mnie w tym wyręczył bo gdybym ja wziął się za tłumaczenie tego...
- Chłopaki idziemy.!
Boże dziękuje ci Luke
- Zostajecie bo ktoś musi stać na czatach  gdyby ktoś wchodził do domu
- No ale Zayn czemu nie mogę z wami pójść
- Niall ty najlepiej dogadujesz się z Lissą
- Hahaha dobry żart...
- Chłopaki...ym...mamy problem
- Co się stało Liss
- Bo...bo ja wiem kogo to jest dom
Podszedłem bliżej szyby i też już wiedziałem
- No to mamy naprawdę problem